Lizzy Carbon i Klub Straceńców. Mario Fesler
Tolerancja... To słowo jest wszędzie - na banerach, w telewizji, radiu, no i książkach. Szesnastego listopada jest Dzień Tolerancji. Co to właściwie oznacza? Że mamy nie wyśmiewać się z innych, czy że nie wykluczać tych niestereotypowych? Mamy być tolerancyjni, ale jeśliby zapytać kogoś, co to oznacza dokładniej, myślę, że spora część osób nie umiałaby tego słowa wyjaśnić. A tolerancja oznacza cierpliwość - i w etymologii, i w praktyce.
Dlaczego ludzie nie są tolerowani? Może są za grubi? Za chudzi? Za mądrzy, źle się ubierają, mają złe oceny? A może 'zły' kolor włosów, skóry? Może urodzili się w 'nieodpowiednim' kraju? Może wyznają inną niż wszyscy religię? A może nawet mają 'złą' płeć?!
Książka Mario Fester opowiada o Elizabeth Carbon, która jest nietolerowana przez klasę. Podczas dni szkoły to właśnie jej i pozostałym 'odmieńcom' inni uczniowie przydzielają takie role, jak zmywanie naczyń. Tym razem Lizzy nie zamierza dać za wygraną i tworzy własny zespół; Klub Straceńców. Z każdą chwilą zgłasza się do niej więcej odrzuconych osób.
Ale nie wszystko idzie gładko. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzą problemy rodzinne, splamiony honor, religia wobec święta szkoły i wspaniała oferta. Kiedy w zespole zostaje dosłownie kilka osób, trzeba zmienić plany.
Ale czy to źle? Może wcale nie? Może najlepsze pomysły przychodzą jako ostatnia deska ratunku...
"Lizzy Carbon i Klub Straceńców" to bardzo mądra książka. Z chęcią czytam ją ponownie, ponownie i ponownie...😊 Występuje w niej wiele elementów, co wcale nie jest wadą, ale skłania do lektury po raz enty😐. Lubię opisy Lizzy z jej dziennika, który zawsze znika i jest ukryty przed wszystkimi, więc dziewczynka opisuje tam wszystko naprawdę szczerze. I to jest naprawdę ciekawe.
Komentarze
Prześlij komentarz
Skomentuj! Będzie mi bardzo miło, jeśli wyrazisz swoją opinię!